Artykuł został wyróżniony w maniaKalnym konkursie Wygraj tablet Kiano z modemem 3G
1. Prolog.
W tym roku, jak co roku walentynki zbliżały się coraz bardziej nieubłaganie. Powróciło tak dobrze znane pytanie: co jej kupić? Oczywiście ogólna odpowiedź była taka sama jak przed rokiem: coś fajnego i symbolicznego zarazem, czyli najlepiej nie za drogiego. Pełno jest takich nie zobowiązujących finansowo gadżetów: serduszka, kwiatuszki itp. Pewnie coś w tym guście. Pewnie i tym razem tak to się to skończy.
2. Jak mp3 zaczęła rosnąć.
Jakby można powiedzieć używając terminologii kościelnej, w wigilię walentynek wpadła mi w ręce stara gazetka reklamowa a raczej ich stos. Zacząłem je machinalnie przeglądać. Jak zawsze więcej uwagi poświęcałem sprzętowi RTV. Od niechcenia przejrzałem zamieszczone przy nich tablety. Manta MID085 cali w cenie 239 złotych. To jest to. Poprzedniego dnia spędziłem dłuższą chwilę w Tesco oglądając z każdej strony odtwarzacz mp3 Philipsa za 139 po przecenie z 239 złotych. Powziąłem mocne postanowienie zakupu tabletu, tym bardziej iż, żona wyraziła wcześniej życzenie, że fajnie jakby mogła od czasu coś posłuchać np. w podróż y czy w pracach domowych. Zaraz, zaraz przecież ten tablet jest tylko o 100 złotych droższy niż ta mp3. Przecież sam mam chyba coś podobnego na wyposażeniu służbowym: jak się nie mylę to Samsung Galaxy i9070. Uważam się za osobę dość techniczną: tzn. jak coś mam to, wiem co mam i wiem jakie to ma funkcje, więc się nie myliłem. Owszem był dość fajny: bardzo czuły ekranik, szybka i niezawodna reakcja na dotyk, czytelny jasny obraz. Cały sprzęt dawał dość dużą frajdę z użytkowania tak że miało się wrażenie, że wszystko jest dopracowane i niezawodne. Na początku używałem sprzęt nawet z pewną nieśmiałością tak aby niczego tak udanego jeżeli nie zepsuć to przynajmniej nie nadwyrężyć. Chociaż zdarzały się oczywiście tu i ówdzie jakieś zawieszenia systemu ale dotyczyły one raczej samego telefonu. To pewnie znak czasów, że pierwszy raz w firmie zamiast nie zawsze poczciwych Noki E 52 lub innych telefonów dano nam smartphony. Pierwszy raz nie musiałem czytać kilkudziesięciu stron instrukcji, po prostu spędziłem kilka dni na próbach i już wiedziałem jak to działa.
3. Ewolucja Tabletów.
Czyli decyzja zapadła kupię tablet. Cena dwieście kilkadziesiąt złotych to przecież tylko 100 więcej od mojego planu a w zamian dodatkowo dostaję możliwość przeglądania Internetu i jeszcze kilka dodatkowych funkcji. W domu mamy sieć Wi-Fi oraz komputer ale jest on jak każdy laptop duży, ciężki i używany do celów służbowych dlatego nigdy nie cieszył się przesadnym powodzeniem. Malutki Samsung wręcz przeciwnie i nawet mój sześcioletni synek polubił go aż nadto z powodu licznych gier. Miał zdecydowanie jedną wadę 4 cale nadają się tylko ono do szybkiego sprawdzenia czegoś w Internecie, a nie regularnego korzystania. Oczywiście przed zakupem standardowo chciałem jeszcze upewnić się w Internecie, że mój wybór jest dobry. Dość szybko dotarłem do odpowiednich portali oczywiście najważniejszy: Tabletmaniak. I tu się zaczęło. Z mojego wyboru pozostał tylko rozmiar 7 cali i nic nie wiedziałem więcej. Po kilkunastu gorączkowych godzinach przed komputerem, i również kilkunastu testach pod tytułem „jaki tablet budżetowy 7” wydawało mi się że znalazłem. Najlepiej wypadły w testach Aniol Crystal i GoClever Tab A73. Niestety ich cena była różna od 250 złotych, które przeznaczyłem na początku na ten cel. Jeszcze tylko chwila poszukiwań w Internecie i byłem pewny, że najtaniej kupię w pewnej sieci handlowej reprezentowanej w Internecie, i która ma liczne sklepy na terenie całego kraju. Aniol kosztował tam 440. Chwila zastanowienia: zaakceptować wyższą cenę? Chyba lepiej dołożyć niż cały czas podczas użytkowania przy każdym zacięciu systemu czy innym zgrzycie kląć swoją głupotę że nie dołożyłem 100 zł do mojego pierwotnego wyboru. To parzcież tylko 100 złotych. Zasadniczo to miałem dwa typy: Aniol Crystal lub Aax 8DC1. Dlaczego ten ostatni: bo zauważyłem, że w tej samej cenie dostanę 8 cali. Następnego ranka, a był to dzień św.Walentego, pojechałem do sklepu owej sieci aby naocznie przekonać się, o wyższości jednej z dwóch wyżej wymienionych pozycji. Jakie było moje zdziwienie kiedy dotarłem na miejsce i okazało się, że tego sklepu nie ma. Szybko znalazłem w Samsungu numer Call Center i dzwonię aby się upewnić. Najpierw jestem dziesiąty w kolejce oczekujących, dziewiąty … i wreszcie. Owszem w Internecie ten adres istnieje ale sklepu nie ma. Mogę zamówić internetowo i odebrać w innym sklepie odległym o 50 km. Jest t też i pozytywna widomość: w ciągu nocy sprzęt staniał do 415 za Adaxa i 429 za Aniloa. Bardzo zdeterminowany postanowiłem poszukać Adaxa gdzie indziej. Trafiam do byłego dystrybutora: nie chcemy mieć ADAXA. Moje pytanie: są nie dobre czy coś? Sprzedawca odpowiada: to są składaki. Oczywiście po spędzeniu tych kilkunastu godzin przed komputerem wiedziałem co odpowiedzieć i mówię: ale wszystkie są składakami, nikt nie produkuje sam podzespołów tylko zamawia w kilku fabrykach na świecie i składa. Na to Pan sprzedawca: mieliśmy kiedyś stacjonarne i była bardzo duża usterkowość. Nie wiem czy ten argument był oparty na faktach ale nabrałem pewnych podejrzeń kiedy w sąsiednim sklepie nomen omen z takim samym asortymentem zauważyłem właśnie Adaxy. Na mój model musiałbym czekać do 4 dni wpłaciwszy zaliczkę i kosztowałoby mnie to tak z 440. Nie jest to więc ani zakup internetowy ani stacjonarny. Jeszcze w drodze powrotnej wykonuję dwa telefony do innych autoryzowanych punktów i uzyskuję tam cenę od 470 – 500. Aby mieć czyste sumienie odwiedzam jeszcze gigantów rynku sieciowego. Jest tam wystawione zazwyczaj kilka przypadkowych modeli : kilka najtańszych i kilka najdroższych. Wszystko inne są dostępne na stronach internetowych. Więc nic to nie daje: nie można pomacać i przekonać się osobiście.
Wiem już na pewno że nie uda mi się zakupić tabletu dzisiaj. Aby jakoś zminimalizować negatywny wydźwięk dnia Walentego – czyli barak zakupu tabletu, po drodze kupuję dla żony standardową wiązankę tulipanów.
4. Ewolucja cenowa.
Nie poddaję się jednak. Przecież spóźnienie kilka dni to żadne spóźnienie. Rzucam się w wir poszukiwań: odpalam komputer i na nowo śledzę raporty, zestawienia, opinie. Gdzieś mniej więcej po środku mojego rozważania dochodzę do wniosku: a dlaczego nie 10 cali Przecież jeżeli głównie będziemy kołysać z Internetu to 7 się za bardzo nie sprawdzi. Jest już tak późno, że z tym przekonaniem udaje się na spoczynek nocny aby od rana dogłębniej zbadać temat. Jeszcze tylko szybciutko sprawdzam ceny tu i ówdzie i widzę ze nie jest źle: 10 cali można dostać od 500 złotych czyli dokładam tylko 100. Przecież jeżeli mam sobie pluć w brodę cały czas, że mogłem wziąć większy to na pewno wato dołożyć te 100 złotych.
Rano pełen zapału i pozytywnych emocji, czując że moja przygoda zbliża się ku końcowi odpalam komputer i szukam tych 10 cali w cenie 500 złotych. Tu jednak moje zdziwienie potęguje się: okazuje się , że dziesiątki za 500 złotych to jest ta sama klasa jak siódemki za 250 złotych. Czyli chodzić to będzie na ekranie 10 cali ale to jest jedyny pewnik. Wiec dalej trzeba dołożyć stówę bo jakbym miał sobie wyrzucać przy każdym zacięciu systemu …
Później idzie już szybciej: Tracer Neo: matryca IPS to plus, spasowanie minus, konfiguracja procesora i pamięci RAM to chyba już troszeczkę inna epoka, bateria za długo się ładuje i ma dziwną końcówkę ładowania, którą łatwo obłamać. Pentagram 10.0 niska rozdzielczość, Plug 10.1, Shiru Shogun 10 bo Samurai to już nie. Na koniec Kiano Core 10.1 3G i starczy!
W głowie zaczynają wirować mi dziesiątki modeli z ich rozdzielczościami, pięcio- lub dziesięciopunktowymi matrycami IPS. Z procesorami dwu- lub czterordzeniowymi i pamięciami RAM 512, 1024 lub 2 000 KB.
Moje początkowe założenia cenowe ewoluowały od niespełna powyżej dwustu złotych do 999. Nie tej granicy już nie przekroczę.
5. Prolog
Po cichu wyłączam komputer. Muszę przestać. Moja rodzina patrzy na mnie dziwnie, może dlatego że moje podkrążone oczy przypominają czerwone oczy królika. Żona sugeruje początki uzależnienia od komputera. Muszę dać sobie na razie spokój, owszem do tematu kiedyś jeszcze podejdę ale nie teraz. A walentynki były takie jak przed rokiem coś fajnego ale i symbolicznego zarazem, taki nie zobowiązujący gadżet serduszka, kwiatuszki itp. I były one urocze jak zawsze. Tylko mam nadzieję, że moja żona nie przeczyta tego zanim znowu nie podejdę do tematu, wkrótce mamy rocznicę ślubu może zdążę.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.