Artykuł został wyróżniony w maniaKalnym konkursie Wygraj tablet Kiano z modemem 3G
Ponad pół roku temu sam stanąłem przed decyzją zakupu tabletu budżetowego. Długo myślałem nad samym urządzeniem, ale jeszcze dłużej nad ważniejsza kwestią, bez rozwiązania której nie da się odpowiedzieć na tytułowe pytanie – po co takie urządzenie w ogóle kupować? Ni to telefon, ni to komputer. Ekran mniejszy niż w typowym netbooku (ze względu na budżet brałem pod uwagę tylko 7-calowe tablety), ale słabsze osiągi. Znów ekran większy niż w komórce, ale raczej z niego nie podzwonimy.
W końcu – po dwóch tygodniach zastanawiania się – stwierdziłem: będę na nim czytał e-booki, oglądał w łóżku filmy i awaryjnie korzystał z Internetu. Oczywistym stało się, że do takich celów kupowanie wiodących tabletów z jabłkiem jest wyrazem skrajnego masochizmu lub rozwiązłego portfela. Nie cierpię ani na jego, ani na drugie, więc uderzyłem w segment budżetowy. Po organoleptycznym przetestowaniu (czytajcie – zmacaniu) wielu modeli i zdobyciu o nich opinii w sieci wybór padł na naszego rodzimego producenta z płaszczką w logo.
Czego się spodziewałem? Spodziewałem się trzeszczącego plastiku, rozdzielczości, dzięki której policzyłbym piksele budujące ikony oraz słabej baterii. Co dostałem? Nietrzeszczący plastik, baterię starczającą na dobre dwa pełnometrażowe filmy w HD i… rozdzielczość, dzięki której mogę policzyć piksele budujące ikony. Niestety, w cenie, w której szukałem tabletu (do 300zł) nie można było liczyć na nic innego. Do czytania e-booków raczej się nie nadaje, bo strasznie męczy na dłuższą metę, ale poza tym złego słowa nie dam o tym pudełeczku powiedzieć.
Z perspektywy czasu stwierdzić mogę jednak, że małe chińskie rączki – umówmy się, producent nie tworzy sprzętu w Krzemowej Dolinie – poradziły sobie wyjątkowo dobrze, jednak przeglądając specyfikacje coraz to nowszych tanich tabletów widzę, że wystarczy poczekać kilka miesięcy, by dostać w podobnej cenie sprzęt o dobrą klasę lepszy. Obecne budżetówki to znacznie ulepszone pudełeczka o świetnych ekranach IPS, znacznie zwiększonej rozdzielczości i podkręconych możliwościach.
Co ciekawe – sprzęt budżetowy coraz bardziej zbliża się osiągami do wiodących marek, ale nie tworzy swoich kaplic, jego „wyznawcy” to ludzie, którzy nie uznają samych siebie z elitę, a widok człowieka z tabletem za 400zł w pociągu nie budzi politowania. Powiem więcej, osobiście osoba z tabletem budżetowym budzi we mnie wręcz szacunek wynikający z jej własnego szacunku dla swojego portfela.
Wydaje mi się, że znakomita większość ludzi kupując tablet nie prowadzi wspomnianych przemyśleń na temat jego wykorzystania. Nie będę oceniał z czego to wynika, choć na myśl pchają się dwie możliwości – stać ich na posiadanie czegoś, na co nie ma się konkretnego pomysłu lub dopiero będą szukać sensu zakupu po jego dokonaniu. Tu raczej chodzi o prestiż samego zakupu i posiadania markowego sprzętu.
Co jednak przychodzi ze sprzętu za kilka tysięcy złotych, skoro tańsze rozwiązania gonią go z sukcesami, a sens istnienia obu jest praktycznie identyczny? Skoro nie widać różnicy (a przynajmniej się ona powoli zaciera), to po co przepłacać?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.