Zaraz po pierwszej oficjalnej prezentacji tabletu trzeciej generacji od Apple, Nowy iPad zagościł na pierwszych stronach chyba wszystkich mediów zajmujących się Nowymi Technologiami. My również nie byliśmy wyjątkiem – zaraz po premierze długo wyczekiwanego urządzenia pisałem Wam, że nie mam najmniejszych wątpliwości, że iPad 3 sprzeda się świetnie, a Apple po raz kolejny odwaliło kawał dobrej roboty. Minęły od tego czasu 3 miesiące, moje przypuszczenia sprawdziły się w 100%, a gigant z Cupertino jeszcze bardziej umocnił swoją pozycję na mobilnym rynku.
Co się stało, że dziś wracam do tego tematu na łamach tabletManiaKa? Powód jest bardzo prosty – chciałbym Wam dziś przedstawić swoją opinię na temat nowego tabletu Apple. Tym razem jednak nie z punktu widzenia testera sprzętu patrzącego na świat przez pryzmat benchmarków i statystyk, ale normalnego użytkownika, traktującego elektroniczne gadżety głównie jako narzędzie pracy. Przez ostatnie tygodnie miałem okazję równolegle korzystać z kilku różnych nowoczesnych tabletów, pośród których znalazł się również Nowy iPad. Sprzęt towarzyszył mi praktycznie na każdym kroku – jeśli ciekawi jesteście, czy sprawdził się w roli poręcznego narzędzia, czy okazał się być tylko drogą zabawką, zapraszam do lektury.
Nowy iPad nie przybył sam
Polityka Apple ma już to do siebie, że decydując się na zakup iPada liczyć musimy się także z ekstra wydatkami na akcesoria, bez których sprzęt mocno traci na ergonomii. Pośród wszystkich gadżetów przysłanych naszej redaKcji w ramach pakietu testowego, za kluczowe uważam trzy:
- iPad Smart Cover – bardzo przydatna osłona ekranu, którą łatwo można zamienić w oparcie dla tabletu w trybie prezentacji;
- Czytnik kart SD będący częścią zestawu iPad Camera Connection Kit;
- Adapter HDMI.
Trzy wyżej wymienione akcesoria w moim wypadku okazały się być prawdziwie niezbędne, by móc traktować iPada jako coś więcej, niż tylko zabawkę. Bez czytnika kart SD „zrzucanie” zdjęć z aparatu do pamięci tabletu byłoby bardzo kłopotliwe, a brak adaptera HDMI skutecznie uniemożliwiłby mi podłączenie zewnętrznego projektora w czasie prezentacji. O zaletach i wadach Smart Cover napisano już wiele słów – od siebie dodam tylko, że sprytnie składająca się osłona ekranu nie raz udowodniła mi swoją przydatność w podróży.
Elegancki? Być może. Wygodny? Zdecydowanie.
iPad 3gen wizualnie nie odbiega od tabletu drugiej generacji. Jednym to się spodoba, innym będzie przeszkadzać, w moim odczuciu zaś nie ma specjalnego znaczenia. Porzućmy jednak wrażenia estetyczne i skoncentrujmy się na praktycznych aspektach konstrukcji inżynierów z Cupertino.
Ciężar tabletu to 652 – 662 g zależnie od wersji na którą się zdecydujemy (edycja 4G jest cięższa). Przy przekątnej ekranu równej 9,7″ i wymiarach 41,2 x 185,7 x 9,4 mm sprzęt w pełni zasługuje na miano mobilnego. Nawet jeżeli dołożymy do niego Smart Cover, bez trudu wejdzie do każdej torby, plecaka czy aktówki, zajmując tyle miejsca co notes formatu A4. Oznacza to, że jeżeli preferujecie tylko urządzenia, które można schować w kieszeni spodni, bluzy czy marynarki, od razu zapomnijcie o iPadzie i sięgnijcie po 5-calowego Galaxy Note.
Ekran przykryty został taflą wytrzymałego szkła Corning Gorilla Glass, powleczonego powłoką oleofobową, której zadaniem jest teoretycznie zwiększyć odporność wyświetlacza na odciski palców. Po kilkunastu dniach spędzonych z iPad’em nie zauważyłem, aby tablet dorobił się szpecących rys na ekranie, podobnie zresztą jak i na niemal całkowicie aluminiowej obudowie. W tym ostatnim wypadku zachowuję jednak daleko idący sceptycyzm – powstanie rys na tylnej płycie urządzenia w dłuższym odcinku czasu wydaje się nieuniknione.
Bez wątpienia najbardziej irytującą wadą konstrukcyjną wyświetlacza jest jego błyszcząca powłoka. Nie zauważyłem, aby iPad był szczególnie odporny na odciski palców, a do tego na pewno nie jest odporny na silne światło, pod którego wpływem zamienia się w duże lustro. Niestety obecnie praktycznie wszyscy producenci podążają ścieżką wytyczoną przez Apple, toteż szukać tabletu z matową matrycą jest jak szukać igły w stogu siana.
Tablet trzyma się w ręku bardzo wygodnie zarówno w pozycji pionowej, jak i poziomej. Ergonomię i komfort użytkowania można natomiast jeszcze poprawić, używając do tego celu Smart Cover. Choć jej konstrukcja jest prosta jak przysłowiowa budowa cepa – magnetyczny zawias „przykleja” się do jednego z boków iPada i nie pozwala na zsunięcie się osłony, która od wewnętrznej strony pokryta jest miękkim materiałem – to poza ochronnymi właściwościami pełni również rolę stojaka, o który możemy oprzeć urządzenie w czasie pracy lub prezentacji.
Niedługo po premierze tabletu świat obiegły plotki, jakoby Nowy iPad osiągał wysokie temperatury, uniemożliwiające komfortowe użytkowanie tego sprzętu. To oczywiście bzdury. Nawet przy dużym obciążeniu ciepło wydzielane przez urządzenie nie przekracza akceptowanego poziomu. A przez akceptowalny poziom rozumiem stan, w którym swobodnie można trzymać tablet w ręku i korzystać z pełnej jego funkcjonalności.
Do pracy idę bez ładowarki
Przyjemnym zaskoczeniem była dla mnie wydajność akumulatora zintegrowanego z obudową najnowszego iPad’a. Próbując utrzymać w ryzach prądożerne podświetlenie ekranu producent postawił na ogniwo o pojemności 42 Wh. Dużo? Dużo. Oczywiście gdybym użytkował ten sprzęt jako mobilną konsolę to mój zachwyt byłby zapewne mniejszy (bateria wytrzyma niespełna 3 godziny grania) ale w kontekście pracy, iPad spełnił postawione przed nim zadanie – wytrzymał na jednym ładowaniu 9 godzin (godzinę mniej, jeżeli polegałem tylko na 3G) intensywnego przeglądania sieci, czytania wielowarstwowych plików PDF, obrabiania zdjęć i filmów. Tym samym pozwalał mi na, lekkomyślne w dzisiejszej dobie, zostawianie ładowarki w domu. 😉 Nie ma jednak róży bez kolców – o szybkim ładowaniu tabletu możecie zapomnieć.
iPad którego miałem przyjemność testować wyposażony został w modem 4G, który w polskich warunkach oznacza tylko 3G (UMTS/HSPA/HSPA+/DC-HSDPA – 850, 900, 1900, 2100 MHz; GSM/EDGE – 850, 900, 1800, 1900 MHz), o czym warto pamiętać wybierając się na zakupy. Na temat tej funkcji rozwodzić się nie ma chyba większego sensu – połączenie z sieciami komórkowymi było stabilne, co w sprzęcie mobilnym osobiście uważam nie tyle nawet za zaletę, co raczej argument rozstrzygający o „być lub nie być” tabletu internetowego.
Nie mogę również ani jednego złego słowa powiedzieć o modułach WiFi (802.11a/b/g/n) i Bluetooth. Ten ostatni jest dostępny w standardzie 4.0 i służył mi głównie jako narzędzie do łączenia z głośnikami obsługującymi technologię przesyłania dźwięku bez potrzeby podłączania kabli.
Duża rozdzielczość bywa przydatna
9,7-calowy ekran ekran Retina wykonany w technologii IPS o naprawdę imponującej rozdzielczości 2048 x 1536 pikseli przy 264 ppi jest jednym z głównych argumentów w ustach sprzedawców handlujących sprzętem Apple. I nie bez przyczyny. Praca na takim wyświetlaczu to czysta przyjemność i to nie tylko pod warunkiem, że korzystać będziemy z aplikacji dedykowanych najnowszemu iPadowi.
Po pierwsze warto zwrócić uwagę na optymalnie dobrany stosunek długości ekranu do jego szerokości – nie wiem jak jest w Waszym wypadku, ale dla mnie panoramiczny wyświetlacz 16:9 nadaje się tylko do oglądania filmów i grania, podczas gdy przy pracy z dokumentami i multimediami zdecydowanie przydaje się szersza perspektywa.
Po drugie, wysoka rozdzielczość ułatwia wiele zadań. Wygodniej się serfuje po sieci i sprawniej porusza po dużych dokumentach – tabelach, konspektach czy prezentacjach. Najprzyjemniej jednak obrabiało mi się zdjęcia i filmy (temu zagadnieniu poświęcę zresztą niebawem osobny wpis na łamach fotoManiaK.pl). Przeglądanie, płynne powiększanie czy edytowanie 18-megapikselowych fotografii nie nastręczało systemowi żadnych trudności, podobnie jak łączenie i dzielenie nagrań w rozdzielczości Full HD.
Po trzecie w końcu, zalety technologii IPS mówią same za siebie – szerokie kąty widzenia, dobrze odwzorowane kolory i odpowiednia głębia czerni. Warto też wspomnieć o wysokiej jasności ekranu, przekraczającej 450 cd/m2. Niestety, nawet najwyższy poziom jasności nie uchroni nas przy mocnym świetle przed wadami refleksującej szyby leżącej na ekranie…
Co dostaniemy w cenie iPad’a?
Sam tablet, choćby był najmocniejszy i najbardziej wydajny, w praktyce jest bezużyteczny jeżeli nie znajdziemy przydatnych aplikacji. W wypadku najnowszego sprzętu z Cupertino do dyspozycji mamy skromny zestaw początkowy + olbrzymie zasoby AppStore. Nasuwa się więc od razu pytanie – co iPad potrafi zaraz po wyjęciu z pudełka? Pozwolę sobie odpowiedzieć krótko – niewiele.
Przegląd aplikacji fabrycznie zainstalowanych na tablecie zacznijmy od przeglądarki Safari, która w połączeniu z ekranem wysokiej rozdzielczości zapewnia wygodne przeglądanie zasobów sieci. Jest szybka, wydajna, stabilna, radzi sobie z JavaScript, blokowaniem okien i … niestety pozbawiona została wsparcia dla Adobe Flash. W praktyce oznacza to, że chcąc np obejrzeć klip na YouTube przekierowani będziemy do zewnętrznej aplikacji. Czy to przeszkadza? Tak. Czy da się z tym żyć? Bez trudu, zwłaszcza że pod każdym innym względem iPad to bardzo udane narzędzie do przeglądania sieci.
Odtwarzacze muzyki i filmów to aplikacje o bardzo podstawowej funkcjonalności. Wyglądają ładnie („ładnie” to chyba słowo klucz, którym opisać można dowolny program zainstalowany na tablecie Apple), oferują możliwość intuicyjnej nawigacji pomiędzy konkretnymi pozycjami i na tym ich przydatność się kończy. Brakuje w nich wsparcia dla popularnych formatów i kontenerów (choćby .AVI czy .MKV), a do tego dochodzi konieczność używania dedykowanej aplikacji iTunes, żeby jakikolwiek materiał audio/wideo dograć do plików na tablecie. Krótko podsumowując, szkoda na nie czasu.
Jedną z najczęściej odwiedzanych przeze mnie aplikacji był Kiosk. Tutaj dla odmiany napisać można dużo pozytywnych rzeczy. Służący do czytania i subskrybowania elektronicznych publikacji program w praktyce sprawował się bez zarzutu. Z jego pomocą łatwo i szybko można znaleźć, kupić i przejrzeć publikacje z niemal każdego segmentu rynku. Na uwagę zasługuje również fakt, iż wydania e-magazynów na sprzęt Apple różnią się od tych na Androida (jeżeli są dostępne na obie platformy, bo często zdarza się, że wydawcy decydują się tylko na wpieranie iOS) i to nie na korzyść zielonego robota.
Do czytania elektronicznych książek posłuży nam iBooks, który nie jest co prawda dostępny od samego początku, ale instaluje się jak tylko wyrazimy na to zgodę, wkrótce po pierwszym uruchomieniu tabletu. Program jest funkcjonalny, prosty i czytelny. Nie radzę jednak z jego pomocą walczyć z czymś więcej, jak tylko prostymi (w sensie układu) książkami. Bardziej skomplikowane dokumenty (np wielowarstwowe .PDF z dodatkiem ciężkiej grafiki) to już zadanie dla innej aplikacji. Ja postawiłem na darmowego Adobe Reader, który od iBooks różni się jak niebo od ziemi. Oczywiście nie ma go w pakiecie startowym, ale z racji tego że jest bezpłatny, dostęp do niego nie stanowi problemu.
Klawiatura to bez dwóch zdań jedno z wygodniejszych narzędzi w tablecie nowej generacji. Czy to w układzie pionowym, czy też poziomym, wirtualne przyciski są duże i wygodne, a na maniaKów pisania kciukami czeka dzielona klawiatura wyświetlająca się po prawej i lewej stronie ekranu. Jeżeli dużo piszecie, nie zastąpi Wam tradycyjnej, fizycznej klawiatury (przynajmniej w moim wypadku było to niemożliwe), jeśli jednak nie będziecie traktować iPad’a jako maszyny do pisania wielostronicowych wyprawek, na pewno przypadnie Wam do gustu.
Klient poczty e-mail jest przejrzysty i łatwy w użytkowaniu, bez trudu również skonfigurujemy go pod kątem popularnych kont pocztowych. Jeśli dodamy do tego świetnie zaprojektowany interfejs, płynnie dostosowujący się do orientacji tabletu, oraz wsparcie dla popularnych formatów plików (bezpośrednio w aplikacji odczytać można między innymi jpg, tiff, gif, doc, docx czy pdf, by wymienić tylko niektóre) otrzymamy świetne narzędzie – niestety tylko dla osób mniej wymagających. Niemożność wykonania tak podstawowych operacji jak szybkie dodanie załącznika ze zdjęciem (trzeba to zrobić na około, przez program Galeria) czy zaawansowana konfiguracja konta pocztowego, przekreśli wbudowanego klienta w oczach wielu osób.
Wersja iPad’a z 4G (choć w zasadzie wypadałoby napisać 3G) może również korzystać z dobrodziejstw modułu GPS, który w połączeniu z mapami ma teoretycznie zamienić tablet w nawigację oraz umożliwić geotagowanie zdjęć. Pierwszej opcji nie miałem okazji wypróbować w praktyce, w wypadku drugiej precyzja dodanych znaczników była więcej, niż wystarczająca. Lokalizacja przykładowego zdjęcia poniżej została bez trudu właściwie przyporządkowana w serwisie Flickr.
Kalendarz i Kontakty spełniają swoją rolę należycie, a ich największym plusem jest możliwość synchronizacji z kontem Google (co oznacza także synchronizację z dowolnym smartfonem pracującym pod kontrolą Androida) lub z usługą iCloud. O zaletach takiego rozwiązania nie muszę chyba przekonywać nikogo, kto ma więcej niż jedno urządzenie przy sobie. 😉
Co koniecznie trzeba kupić?
Żeby móc traktować Nowego iPad’a jako sprzęt do pracy, w moim wypadku konieczne było zakupienie kilku aplikacji. Zacząłem od pakietu iWork, na który składają się trzy programy – edytor tekstu Pages, arkusz kalkulacyjny Numbers oraz aplikacja do tworzenia prezentacji – Keynote. Każdy z programów kosztował mnie 7,99 EUR. Czy warto je nabyć? Właściwe pytanie brzmi, czy chcecie pracować z danymi i z tekstem na tablecie Apple? Brak jakiejkolwiek aplikacji fabrycznie zainstalowanej i mało sensowne dla iWork alternatywy w AppStore (nie ratował mnie również Google Docs w tym wypadku) sprawiają, że zakup wspomnianego pakietu okazał się niestety niezbędny. Warto za to wspomnieć, że jeśli już zdecydujemy się wyłożyć prawie 24 EUR na iWork, otrzymamy dobre i funkcjonalne oprogramowanie, z pomocą którego zrobić można naprawdę dużo rzeczy – nie tyle może co w wypadku MS Office czy Open Office, ale wystarczająco, by iPad stał się substytutem dla mobilnego komputera.
Tak według mnie powinien wyglądać każdy arkusz kalkulacyjny – nie jeden wielki na każdą zakładkę, a wiele dopasowanych do zawartej informacji na każdą zakładkę. Do tego dochodzą znakomite funkcje – sam na codzień korzystam z funkcji arytmetyczno-logicznych. Układanie tabel stało się przyjemne. Jedynym brakiem, który niestety nie pozwala mi wykorzystywać arkusza do szybkiej analizy wyników, jest brak linii trendu.
– opinia użytkownika Kraghtnar, AppStore
Następnym krokiem był wybór dobrego narzędzia do obrabiania zdjęć. Nie, nie tych robionych tabletem, bo fotografowanie za pomocą iPad’a (tak jak i każdego innego 10-calowego sprzętu) uważam za poważne nieporozumienie. Szukając sensownej aplikacji, która poradziłaby sobie z szybką i wydajną obróbką fotografii importowanych z lustrzanki czy kompaktu, przejrzałem kilka różnych programów. Najbardziej do gustu przypadła mi mobilna wersja słynnego edytora grafiki – Adobe Photoshop Touch (koszt 7,99 EUR) – oraz tańsza i zdecydowanie prostsza w obsłudze (choć mniej funkcjonalna) aplikacja iPhoto (koszt 3,99 EUR) będąca częścią pakietu iLife. I to właśnie tą ostatnią poleciłbym wszystkim amatorom, którzy chcą szybko i sprawnie edytować i udostępniać zdjęcia. Intuicyjna obsługa, bogaty zestaw narzędzi do dyspozycji i przede wszystkim naprawdę świetnie zaprojektowany interfejs pod ekran dotykowy. Nic dodać, nic ująć. 😉
Po załatwieniu tematu fotografii, wziąłem się za szukanie czegoś do prostego montażu filmów. Zadowolony z iPhoto od razu sięgnąłem po iMovie (cena 3,99 EUR) i był to strzał w dziesiątkę. Pomijając efekty i funkcje dedykowane amatorom montażu rodzinnych nagrań, program posiada wygodny interfejs dobrze dopasowany do ekranu dotykowego, a do tego oferujący szybki dostęp do wszystkich narzędzi, jakie mogą być potrzebne przy montowaniu wideo. W prosty sposób można nie tylko wycinać interesujące nas fragmenty nagrań, łączyć ze sobą przy użyciu wybranych efektów przejścia, ale do tego od ręki dograć komentarz audio lub wykorzystać dowolne nagranie obecne w naszej bibliotece (lub w palecie dołączonych sampli). Poniżej możecie znaleźć przykładowy klip prezentujący iPad’a, nagrany lustrzanką Canona i zmontowany w ciągu kilkudziesięciu sekund w iMovie.
Powyżej wymienione aplikacje to ważne, ale nie jedyne programy, które musiałem zainstalować na tablecie Apple. MobileRSS (darmowy, oparty o konto Google) okazał się być całkiem przydatny do śledzenia nowości, Dropbox i Box (oba darmowe) były kluczowe w kontekście zdalnej wymiany plików z moimi współpracownikami, a bez Phone Drive (0,79 EUR) o łatwym i szybkim zgrywaniu plików z tabletu na dowolny komputer mógłbym zapomnieć.
Pomijając typowo użytkowe aplikacje, warto również zapomnieć o dedykowanych odtwarzaczach muzyki i filmów i sięgnąć po coś sensowniejszego – zwłaszcza kinoManiaKom polecam rozejrzeć się za dobrym (i prawie na pewno płatnym) player’em w rodzaju CineXPlayer (3,99 EUR), który nie tylko radzi sobie z napisami w plikach SRT, ale przede wszystkim oferuje wsparcie dla .AVI i .MKV.
To oczywiście nie wyczerpuje tematu aplikacji, ale myślę, że daje już pewne pojęcie o kosztach, które w wypadku wielu osób przymierzających się do zakupu Nowego iPada będą niezbędne.
Gadżet czy narzędzie?
Sporo miejsca poświęciłem opisaniu tego, co na nowym tablecie Apple można zrobić. Teraz pokrótce podsumuję to, czego w tym urządzeniu mi zabrakło, a co z mojego punktu widzenia jest bardzo ważne.
Po pierwsze, deklarowana wielowątkowość procesora i systemu jest tylko pozorna. Tak, możemy posłuchać muzyki w czasie czytania e-booków, możemy również „zamrozić” i zrzucić każdą aplikację w dowolnej chwili do paska, po czym wrócić do niej w czasie późniejszym. Brakuje jednak jednoczesnej, rzeczywistej obsługi kilku procesów, czego dobrym przykładem jest pobieranie treści – ściągając elektroniczny magazyn nie możemy na czas pobierania opuścić Kiosku i zając się czymś innym, bowiem system interpretuje takie działanie jak „zamrożenie” programu, co oznacza „zamrożenie” pobierania.
Po drugie, konieczność używania adapterów dla portów HDMI czy SD, a do tego brak możliwości swobodnej wymiany plików pomiędzy tabletem a innymi sprzętami, to bardzo poważne wady, które w dzisiejszej dobie zdyskwalifikowałby niemal każde urządzenie na rynku. Niemal każde, bo iPad broni się wysoką funkcjonalnością na innych polach, co nie zmienia faktu, że ciężko jest mi go polecić osobom szukającym narzędzia o możliwe dużej kompatybilności z obecnymi na rynku standardami. Można oczywiście próbować niedogodności obchodzić przez zewnętrzne adaptery (co oznacza dodatkowe koszty) oraz rozmaite programy (jak wspomniany już Phone Drive) i triki pozwalające na transfer plików przez Wifi, ale nie o to przecież chodzi. Ktoś, kto kupuje sprzęt do pracy nie ma czasu bawić się w podchody – chce, żeby wszystko działało od razu i jak należy.
Po trzecie, Apple to Apple – ma swoje pomysły na rzeczywistość i nie patrzy na to, co robią inni. Czy to dobrze? Nie dla normalnego użytkownika, który do każdej czynności musi mieć dedykowane oprogramowanie i dedykowane rozwiązania, bo te uniwersalne są dobre dla wszystkich, tylko nie dla Apple. O braku swobodnej wymiany pików już wspominałem, ale to dopiero początek góry lodowej. Wymuszona integracja z iTunes, konieczność konwertowania filmów do kilku wybranych formatów (kto ma na to czas w dzisiejszej dobie?) – chyba że pożegnamy się z dołączonymi aplikacjami i kupimy coś bardziej sensownego – a do tego ogromna zasobożerność oprogramowania stworzonego dla najnowszego iPad’a (nawet proste aplikacje potrafią „ważyć” po kilkadziesiąt lub kilkaset MB), skutecznie spędzały mi sen z powiek w czasie użytkowania tego skądinąd rewelacyjnego tabletu. Przy okazji od razu doradzę – jeśli kupujecie ten sprzęt, bierzcie od razu wersję 64 GB bo będzie się martwić o wolne miejsce szybciej, niż myślicie.
Po czwarte i ostatnie – koszty. Zakup tabletu to etap pierwszy, a nie ostatni. Żeby dostosować nowy sprzęt do swoich potrzeb, musiałbym wydać minimum około 600 zł. Biorąc pod uwagę cenę iPad’a oscylującą w granicach 3200 zł (optymalna moim zdaniem wersja to 4G 64 GB) daje to niemal 4 tys. zł za tablet.
Jak zatem można odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule? Tutaj dużo zależy już od Waszego podejścia. Jeżeli szukacie sprzętu, na którym będziecie w stanie komfortowo pisać w podróży, z pomocą którego przygotujecie prezentację, napiszecie artykuł czy obrobicie zdjęcia i który pozwali Wam osiągnąć możliwie dużą wydajność (przez co rozumiem stosunek poświęconego czasu do uzyskanych efektów), a jednocześnie wydatki na dodatkowe akcesoria i aplikacje traktujecie jako nieodłączną część posiadania tabletu, powinniście być z iPad’a zadowoleni – nawet pomimo jego niewątpliwych wad na polu kompatybilności z innymi urządzeniami i systemami na rynku. Jeżeli jednak nie wyobrażacie sobie użytkowania urządzenia, do którego nie można tak po prostu podłączyć pendrive’a czy komputera, iOS nie jest dla Was i nawet najbardziej imponująca cecha Nowego iPad’a tego nie zmieni.
Pośród naszych CzytelniKów na pewno nie brakuje zagorzałych zwolenników i przeciwników tabletu Apple – dajcie znać w komentarzach, jakie jest Wasze zdanie o nowym modelu giganta z Cupertino. Na pewno pomoże to niezdecydowanym podjąć słuszną decyzję, jakakolwiek by ona nie była. 😉 Ode mnie i moich kolegów z techManiaKa sprzęt dostaje wyróżnienie „Wybór redaKcji”.
Ceny w sklepach
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Leave a Reply