Autorką poniższego materiału jest Iwona. Recenzja została wyróżniona w maniaKalnym konkursie „Wygraj jeden z 7 tabletów z 3G„.
Moi drodzy,
Nadszedł czas aby podsumować moje bliskie spotkanie z Kiano, przygodę, którą mam nadzieję kontynuować i rozwijać, ponieważ to bardzo sympatyczny sprzęt, który robi świetne wrażenie, pomimo, iż wciąż jeszcze skrywa przede mną wiele technologicznych tajemnic. Przez okres testów zżyłam się z nim mocno i ciężko mi wyobrazić sobie rozstanie z nim. Moje serce i jego procesor by tego nie wytrzymały. Chyba nie chcielibyście mieć nas oboje na sumieniu…
No, ale czas wziąć się do recenzji. Mój Kiano właśnie, po wyczerpującym baterię dniu, odpoczywa sobie wygodnie w etui, ładując akumulator, więc mogę go teraz spokojnie obgadać za jego aluminiowymi plecami.
Jak zapewne wiecie, większość młodych kobiet (a za taką, pomimo 3-ki z przodu się uważam) to strojnisie, będące na bieżąco z modą. Dlatego już pierwsza wzmianka o tym, że tablet został wystylizowany „by Zanetti” musi robić wrażenie, niezależnie od tego kim ów tajemniczy gentleman jest. Jednakowoż skojarzenie jest jednoznaczne – to zapewne jakiś znany włoski projektant, a jak powszechnie wiadomo, Włosi są najlepsi w swoim fachu. Potwierdziło się to w przypadku tabletu Kiano. Już samo opakowanie zrobiło na mnie dobre wrażenie: dwukolorowe, solidnie wykonane z ciekawą grafiką – 1szy punkt wędruje na konto Kiano. Po otwarciu pudełka ujrzałam, czarną sympatyczną, szklaną gębę ,wpatrującą się we mnie małą źrenicą kamerki. „Tablet jak tablet” – pomyślałam. Jednak po wyjęciu go z opakowania moje palce doświadczyły przyjemnego chłodu, który emanował z aluminiowych pleców Kiano. To bardzo miłe uczucie, którego nie doświadczą właściciele często droższych, acz plastikowych tabletów. Co by nie mówić pierwsze wrażenie jest rewelacyjne. Drugie zresztą też, ponieważ tablet jest zaprojektowany minimalistycznie, nie posiada żadnych fajansiarskich pseudoozdobników, a jedynie a jedynie 2 fizyczne przyciski i…koniec. To ważne, bo nie dość, że wygląda ponadczasowo, to jeszcze, naciskając jakikolwiek button nie uruchomimy przez przypadek żadnej niepotrzebnej funkcji wkładając tablet do etui czy torebki (co wielokrotnie zdarzało mi się w przypadku telefonu). Wracając do aluminiowych „pleców” – są bardzo efektowne. Robią naprawdę duże wrażenie, są eleganckie, świetnie wykonanie i bardzo dokładnie spasowane, przyjemnie chłodne w dotyku. Co ważne szczotkowane aluminium jest odporne na odciski palców (świetny sprzęt dla włamywaczy J) oraz trwałe. Niedawno w moim smartfonie pękł mi centymetrowy kawałek plastiku pomiędzy diodą flasha aparatu a migawką. Niby nic, ale z czasem pęknięcie będzie się powiększać i telefon stanie nie nieszczelny a w przypadku Kiano nie ma takiej możliwości.
Dodatkowo bardzo precyzyjne spasowanie i nieodkształcające się, jak plastik, aluminium sprawia, że do wewnątrz tabletu nie powinny przedostawać się różnego rodzaju zabrudzenia, czy pyłki, tak mocno frustrujące estetów (nie ma nic gorszego jak świadomość tego, że pod ekranem panoszą się jakieś paprochy, a polerowanie ekranu ściereczką nic nie pomoże, natomiast kiedy rozkręcisz tablet, żeby „posprzątać” w środku, to z gwarancji nici). Tu takiego problemu być nie powinno, ja w każdym razie u siebie go nie stwierdziłam. Wracając do estetyki podoba mi się tłoczone logo i nazwa KIANO oraz okrągłe oczko kamery (jakoś nie umiem się przekonać do kwadratowego kształtu, zresztą podobnie mam z prostokątnymi tarczami zegarków). Jedynym nielicującym z całością elementem jest dla mnie plastikowa klapka, pod którą kryją się sloty kart SIM i SD. Sam pomysł, ukrycia ich tam oceniam pozytywnie, ponieważ do zakrytych slotów kart nie zapchają się żadne paproszki i ogólnie karty są lepiej chronione. Nie chodzi mi również o czarny kolor, a o plastik, z którego klapka została wykonana. Po prostu nie koresponduje on z w pełni szklanym frontem i aluminiowym back-body tabletu. To jak brodawka na policzku modelki – rzadko kiedy dodaje uroku. Poza tym miałam pewne trudności z jej otwieraniem – trzeba podważać ją paznokciem, a to w kontekście tipsów jest dość ryzykowne. Lepszym rozwiązaniem byłaby wg mnie pokrywa wysuwająca się pod naciskiem opuszków palców – dla kobiet dużo praktyczniejsze rozwiązanie, które mężczyznom też nie powinno sprawić kłopotu. Podoba mi się natomiast doskonała poręczność tabletu, nie jest ani zbyt duży, ani zbyt mały, ma ascetyczne, acz przyjemne kształty i odpowiednią wagę, tzn. nie jest specjalnie lekki (pewnie przez zastosowane aluminium), natomiast odpowiednia waga potęguje wrażenie obcowania ze sprzętem wysokiej jakości, po prostu wiesz, że co trzymasz w dłoni jest zwarte i solidne. Dodatkowo „plecki Kiano „nie grzeją się (przynajmniej ja nie zauważyłam), a to dla mnie duża zaleta, ponieważ nie ma nic gorszego, niż trzymanie w dłoni nagrzanego od baterii plastikowego tabletu. W upalny dzień, w spoconej dłoni powoduje to możliwość wyśliźnięcia się sprzętu. Szczotkowane aluminium ma porowatą strukturę i dużo lepiej trzyma się dłoni.
To czego mi brakuje, a niewielkim kosztem mogłoby stać się standardem, to seryjnie naklejana folia ochronna ekranu. On sam jest szklany, więc raczej odporny na zarysowania (przynajmniej jak do tej pory skutecznie opiera się tipsom), jednak folia bezdyskusyjnie dobrze chroniłaby szklaną powierzchnię i właśnie dlatego jest bardzo poszukiwanym dodatkiem na aukcjach internetowych (wiem, bo sama kupuję). Seryjne stosowanie przez producenta folii zapewniałoby zatem użytkownikowi komfort psychiczny i natychmiastową możliwość eksploatowania tabletu, zaraz po jego otrzymaniu (bez potrzeby oczekiwania na kuriera z przesyłką). Dodatkowo na rynku jest wiele foliowych bubli: źle dopasowanych, o słabej jakości, z dziwnymi klejami, po których ciężko doczyścić ekran, nie wspominając już o tym, jak trudno jest prawidłowo nakleić samemu taką folię – producentowi na pewno byłoby łatwiej to zrobić na etapie produkcji.
I jeszcze jedna rzecz: jakiś czas temu otrzymałam w prezencie tablet Modecoma – w wyposażeniu seryjnym miał ładne skórzane etui, dzięki, któremu od razu mogłam zapakować go do torebki i zabrać ze sobą do pracy. Wiem, że ludzie mają różne gusta i może się zdarzyć jakiś malkontent, któremu etui nie przypadnie do gustu, ale tu również, w przypadku dostarczenia futerału przez producenta mamy zagwarantowane idealne dopasowanie wymiarów etui, a to wcale nie jest takie oczywiste w przypadku zakupów online. Koszty może byłyby deczko wyższe ale mobilność urządzenia natychmiastowa.
Wracając do tabletu i jego charakteru, oraz cech użytkowych. Jak wspomniałam z zewnątrz obiecuje wiele. Naprawdę zwraca uwagę wszędzie tam gdzie się pojawi. Wiele osób pytało mnie co to, jakiej firmy, czy fajny?. Byli pod wrażeniem jakości sprzętu. Jednak piękno zewnętrzne często maskuje braki wewnętrzne. To trochę tak, jak z modelkami: cudne ciała, piękne kształty, ale co z intelektem… czasem nie nadąża za urodą. A jak jest w przypadku Kiano Elegance?
W moim odczuciu wszystko jest ok. Na wstępie dodam, że zupełnie praktycznie podeszłam do tematu. Nie do końca interesują mnie parametry techniczne, ich porównywanie, wojny na piksele, batalie na gigabajty, speedtesty, benchmarki etc. Dla mnie sprzęt ma być sprawny, intuicyjny, nieskomplikowany i funkcjonalny, i taki też jest Kiano.
Zacznę od ekranu, który naprawdę daje radę. Jego ostrość (rozdzielczość) jest dla mnie zupełnie satysfakcjonująca. Nie jest to jakość full HD, ale umówmy się, przy 8 calach nie stanowi to dla mnie mankamentu i chyba nawet nie bardzo potrafiłabym zauważyć istotną różnicę, jeżeli zagęszczenie pixeli na cal byłoby większe. Bardzo podoba mi się nasycenie kolorów – obraz jest jasny, posiada żywe kolory i jest wystarczająco kontrastowy. Również kąty widzenia są w porządku – oglądaliśmy z dzieciakami we trójkę bajki i nikt nie narzekał na jakość obrazu. Jedyny problem to widoczność w świetle słonecznym – dla mnie jest zbyt słaba. Robiąc zdjęcia pod słońce nie byłam w stanie stwierdzić, co tak naprawdę widzi oko aparatu i co aktualnie fotografuję, ponieważ obraz na ekranie był bardzo słabo widoczny (przydałby się niewielki wizjerek, jak w aparatach cyfrowych i po krzyku).
Z ogłoszeń parafialnych: Z nieukrywanym, żalem pragnę również pożegnać pixela z lewej dolnej części ekranu, który zgasł na moich oczach. R.I.P my friend, bardzo mi Ciebie brakuje i nie potrafię o tobie zapomnieć, ponieważ odruchowo kieruję mój wzrok w stronę ciemnej plamki, którą po sobie zostawiłeś, co z kolei nie pozwala skupić mi się na treści wyświetlanych obrazów. Ale czas goi rany i pewnie z biegiem czasu przywyknę…
Wracając do samego aparatu. Posiada 2 mpx, to niewiele i naprawdę nie do końca rozumiem, dlaczego producent nie zdecydował się na choćby 5mpx. Zapewne to kwestia kosztów, ale skoro już zdecydowano się na umieszczenie aparatu, to wg mnie powinien on robić choćby przyzwoite zdjęcia, takie, których nie powstydzimy się pokazać znajomym, czy umieścić na portalu społecznościowym. Trzeba pamiętać o tym, że o ile zdjęcie zrobione aparatem 2mpx i wyświetlone na ekranie 4 calowego telefonu jeszcze jakoś wygląda, to na 8 calowym monitorze tabletu już niespecjalnie i tu widać najbardziej widać deficyt pixeli.
Zastanawia mnie również brak flasha, choć z drugiej strony pewnie producent zdecydował, że przy słabym aparacie nie miałby on większego sensu, jakkolwiek w swoim telefonie często (szczególnie zimą) korzystam z funkcji latarki, która bez flasha nie ma prawa bytu. Tak, czy siak fajnie gdyby dioda błyskowa została zamontowana, w końcu nigdy nie wiadomo, w jakich okolicznościach mogłaby się przydać, np. nie daj Boże gdybym miała nocną stłuczkę i chciała ją udokumentować kilkoma fotografiami – brak lampki błyskowej odbiera mi taką możliwość. Zdjęcia nocne i wieczorne również odpadają, a przecież, jak powszechnie wiadomo, ciekawie robi się wtedy kiedy zapada zmrok (w dzień jestem w pracy i absolutnie nic zaskakującego do tej pory mi się w niej nie przytrafiło). Dlatego z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że chętnie dopłaciłabym za 5mpx i flash, bo nie lubię półśrodków, skoro jest już aparat, to powinien być przyzwoity, i kropka. Niska rozdzielczość sprawia również, że nie cieszą mnie różnego rodzaju androidowe możliwości obróbki i modyfikacji zdjęć, skoro samo zdjęcia są słabe, ich retusz , i upiększanie niewiele tu pomoże. Fajnie, że są, zawsze można się nimi pobawić, ale to trochę tak jakby próbować tuningować Zaporożca, dobra zabawa, ale efekt z góry przewidywalny.
Brakuje mi również fizycznego przycisku aparatu na obudowie tabletu. Próbowałam zrobić sobie szczególnie modne ostatnio „selfie” i … okazało się to niemożliwe. Oczywiście można użyć do tego kamery przedniej, ale zdjęcie będzie słabe, natomiast sztuka trafienia palcem w „cyfrowy przycisk spustu migawki wyświetlany na ekranie, nie widząc go, to już wyższa szkoła jazdy, a jak wiadomo kobiety nie są najlepszymi kierowcami.
Ponieważ sam aparat nie jest rewelacyjny, to i kamera nie nadąża, choć, mówiąc szczerze, jakość nagrań, uważam za lepszą niż jakość zdjęć. Obraz jest w miarę płynny, a szczegółowość detali wystarczająca. Jakby jednak nie patrzeć, dużo częściej robię fotki, niż nagrania, więc po prostu przydałby się lepszy aparat (a przy okazji skorzystałaby na tym kamera).
Teraz przejdę do funkcji, która jest dla mnie bardzo istotna i z której korzystałam najczęściej, czyli do przeglądania stron internetowych. Uważam, że Kiano idealnie nadaje się do tego zadania. Po pierwsze dlatego, że posiada łączność 3G. Mi, do tej pory, wystarczało 1G (jestem kobietą), jednak 3G to strzał w dziesiątkę i moim zdaniem największa zaleta tego tabletu. Dzięki niej mam dostęp do netu, gdziekolwiek jestem – to bardzo ważne, że nie pozostaję skazana wyłącznie na sieci WiFi, lub zewnętrzne modemy, które szpecą i obniżają funkcjonalność i poręczność tabletów, które z natury rzeczy mają być gładkie wąskie (bez wystających elementów). Dodatkowo 8 calowy ekran ma idealną wielkość do wyświetlania treści internetowych, przy czym najbardziej doceniam fakt, że przeglądając jednocześnie 3 różne strony internetowe, mam do dyspozycji tradycyjne zakładki, które pomagają mi płynnie i intuicyjnie przemieszczać się pomiędzy poszczególnymi portalami. W moim telefonie z 5 calowym ekranem wciąż musiałam grzebać w menu, wyszukiwać zapisane stron etc. co było frustrujące i czasochłonne. Tu naciskam palcem w zakładkę i gotowe. Super. Odpowiednio dobrana wielkość całego tabletu sprawia, że jest bardzo poręczny i może być pewnie trzymany w jednej dłoni, podczas gdy drugą mogę swobodnie operować na ekranie. Piszę o tym, ponieważ w przypadku tabletów 10 calowych nie jest to już takie oczywiste i dla kobiety, która ma delikatne i niewielkie dłonie może stanowić istotny problem. Tu natomiast wszystko się zgadza i w każdym momencie mogę swobodnie korzystać z netu (3G + odpowiednie wymiary robią dobrą robotę). Satysfakcjonująca jest dla mnie również szybkość działania tabletu, czułość ekranu oraz prędkość otwierania stron internetowych. Wszystko to działa sprawnie i pozwala cieszyć się bezproblemowym surfowaniem po sieci.
Bardzo ważna jest dla mnie również możliwość nawiązywania połączeń, oraz pisania SMS-ów. Powiem Wam szczerze, że na początku ciężko mi było używać Kiano jako pełnoprawnego telefonu, ponieważ prowadzenie rozmowy z takim kolosem w ręku budziło ogólne zainteresowanie i uszczypliwe komentarze otoczenia. Jednak z biegiem czasu przywykłam do niego, i od jakiegoś czasu mój smartfon został wyeksmitowany do szuflady i zastąpiony tabletem. Skoro nowoczesne telefony mają już ekrany o przekątnej 6,5 cala, to mój Kiano ze swoimi 8 calami już tak bardzo od nich nie odstaje, natomiast komfort pisania SMS-ów pozostaje na nieosiągalnym dla telefonów poziomie, co jest dla mnie istotną zaletą, bo wiadomości tekstowych wysyłam naprawdę sporo. Sama funkcja telefonu, nie różni się od tej, którą oferował mój obecny smartfon, dlatego nie będę się rozpisywała w tej kwestii.
Z czysto dziennikarskiego obowiązku dodam, że odpaliłam na Kiano kilka prostych gier i choć nie jestem fanką tego typu rozrywki, to czułam, że powinnam sprawdzić również i tę funkcję i stwierdzam, że . . . działa. Chcę być z Wami i czytelnikami szczera dlatego nie będę dodawać nic więcej, bo byłoby to naciąganiem faktów z mojej strony. Podobnie rzecz się ma z GPS-em – również jest, i działa. Fakt, że trzeba trochę poczekać, zanim nawigacja złapie sygnał, natomiast później jest już całkiem nieźle, choć w nocy przeszkadza dość duży ekran – po pierwsze dlatego, że świeci i tym samym rozprasza kierowcę, po drugie dlatego, że po prostu tablet sam w sobie jest dość spory i zasłania dużą część szyby, powodując gorszą widoczność z miejsca kierowcy. Nie miałam do niego uchwytu więc skorzystałam z pomocy męża, jednak po chwili trzymania tabletu przy szybie stwierdził, że bolą go już ręce i w ten sposób zakończyliśmy test. Wciąż jednak zastanawia mnie to, czy z racji wagi tabletu, uchwyt, który będzie miał za zadanie utrzymywać go na szybie da sobie radę i czy sam tablet nie będzie za bardzo dygotał w czasie jazdy. Tak czy inaczej ja pozostanę przy tradycyjnej 4 calowej nawigacji, choć zawsze, jeżeli ta zgłupieje (a zdarza się jej to coraz częściej) będę miała możliwość skorzystania z google maps w moim Kiano i to on wtedy pomoże mi wybrnąć z opresji. A wiadomo, nie od dziś, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Do zrecenzowania pozostaje jeszcze kwestia jakości odtwarzanego dźwięku. W tej kategorii również ciężko napisać cokolwiek wyjątkowego, ponieważ jest on przeciętny i chyba nie odbiega zbytnio od średniej oferowanej przez inne tablety. Ja posiłkowałam się niewielkim głośniczkiem zewnętrznym, który był w stanie generować głębsze niskie dźwięki i to mi w zupełności wystarczało. Nie od dziś wiadomo, że tablety to nie sprzęt dla melomanów i tak, też jest w przypadku Kiano.
Ile to wszystko konsumuje energii? Pewnie sporo, ale Kiano posiada całkiem pojemną baterię, która w zupełności wystarczała mi na co dzień. Oczywiście ciężko mi określić ile dokładnie godzin tablet wytrzymuje na jednym ładowaniu, ponieważ nie wyobrażam sobie korzystania z niego przez 12-15 godzin non stop, natomiast u mnie wytrzymywał ok. 3 dni średnio intensywnej eksploatacji, jak dla mnie to wystarczająca długość pracy, natomiast kiedy już tablet się rozładował, to ponowne uzupełnienie baterii zajmowało ok. 3 godz. a więc całkiem racjonalną ilość czasu.
Na pewno jest jeszcze sporo rzeczy, o których można by napisać, pochwalić lub napiętnować, ale ja skupiłam się na tych najbardziej dla mnie istotnych. Zresztą mam nadzieję, że nie tylko dla mnie, ponieważ podobne preferencje posiada pewnie większość użytkowniczek tabletów i właśnie z wyżej wymienionych i opisanych przeze mnie funkcji będą korzystać najczęściej.
Reasumując: tablet Kiano Elegance by Zanetti to w moim odczuciu sprzęt godny uwagi, ponieważ posiada wszystko to, czego oczekuję od sprzętu tej klasy. Jego największą zaletą jest niewątpliwie bardzo udany design i świetne wykonanie, sytuujące go w klasie znacznie tabletów droższych, bardziej renomowanych marek. A jak wiadomo, kobiety, żeby wyglądać pięknie potrafią poświęcić naprawdę wiele (szpilki są tego najlepszym dowodem), dlatego Kiano na pewno sprawdzi się w roli designerskiego gadżetu, który będzie przyciągał wzrok i pożądanie wszędzie tam gdzie się pojawi, oraz zapewni zainteresowanie płci przeciwnej zarówno tabletowi jak i jego właścicielce – sprawdziłam na sobie, działa.
Od strony technicznej tablet również spełnił moje oczekiwania. W czasie testów nie zaskoczył mnie niczym szczególnym, ale też nie zniechęcił do siebie. Jedynym istotnym mankamentem, o którym wspomniałam, jest słabej jakości aparat, który nie licuje z wyszukaną stylistyką tabletu i możliwościami jego matrycy, oraz jakością wyświetlanego obrazu. Poza tym jednym uchybieniem mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że dla osób odważnych, nie bojących się eksperymentować i przełamywać schematów tablet ten potrafi z powodzeniem zastąpić telefon. Tak właśnie się stało w moim przypadku i muszę przyznać, że nie chciałabym już wracać do smartfona. Kobiecie taka zmiana przychodzi tym łatwiej, że zawsze może schować tablet w swojej przepastnej torebce i tym samym mieć go non stop przy sobie. W przypadku mężczyzn to już problem, ponieważ jeżeli nie noszą bojówek, taki tablet ciężko im będzie upakować do kieszeni jeansów. Dla kobiety taki dylemat nie istnieje. Poza tym, z racji dużego ekranu Kiano z powodzeniem zastąpi lusterko (wystarczy samo odbicie twarzy na wyłączonym ekranie, lub włączenie przedniej kamerki ) a jeżeli już makijaż się rozmaże, możemy zawsze zasłonić niekorzystny profil twarzy tabletem, udając, że właśnie prowadzimy rozmowę.
Bardzo istotnym argumentem przemawiającym za zakupem tego tabletu jest również jego cena, ponieważ w relacji do jakości i możliwości, które oferuje to prawdziwa okazja. Jestem właściwie pewna, że mając do dyspozycji sumę, za którą można nabyć ten model nie uda się kupić sprzętu równie designerskiego, o tak wysokiej jakości wykonania. To trochę tak jak z samochodami – kobiety mniejszą uwagę zwracają na parametry techniczne, natomiast jeżeli auto jest atrakcyjne stylistycznie i ma pociągający kolor, to właśnie na takie zwrócą uwagę i takie chciałyby mieć. Z Kiano jest podobnie – wygrywa designem i wyróżnia się spośród tłumu podobnych do siebie, plastikowych i nie budzących emocji tabletów, a przecież w świecie gadżetów właśnie o emocje i prezencję chodzi.
Wiem, że trochę się rozpisałam, ale chciałam jak najdosadniej i szczegółowo przedstawić Wam wrażenia, jakie towarzyszą kobiecie w zetknięciu z nowoczesną technologią i jej możliwościami. Mam nadzieję, że moja recenzja pomoże przyszłym nabywcom w podjęciu decyzji o zakupie tego sprzętu, który dobitnie udowadnia, że Polacy nie gęsi i własne tablety mają, i że docenią je Ci, którzy z nich skorzystają.
Kończę już ponieważ zauważyłam, że mój Kiano powoli zaczyna się przebudzać i mruga do mnie zalotnie swą zieloną, diodową źrenicą, co oznacza, że jest już w pełni naładowany i nabrał ochoty na zabawę i pieszczoty, w końcu jest bardzo czuły na kobiecy dotyk… 🙂
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.